Nie dokonano jeszcze masowych zwolnień, tak często zapowiadanych przez kubańską nomenklaturę, a już widać ich pierwsze skutki.
Pomimo początkowego impulsu tych, którzy zobaczyli w pracy na własny rachunek zachętę, drogę ucieczki czy maskę tlenową, inni zdecydowali się wziąć “sprawiedliwość w swoje ręce”. Brak możliwości zawodowych, zachęty ekonomicznej, bardzo irytuje, a każdemu przychodzi do głowy inne rozwiązanie.
W tym roku, jak do tej pory, w Holguín dochodziło do ciągłych kradzieży w składach, magazynach i innych przedsiębiorstwach użytku publicznego. W San Germán dokonano wielu rozbojów na początku stycznia, po czym wiele magazynów zostało spustoszonych: zabrali olej, kawę i prawie we wszystkich ryż. Było to produkty z tzw. koszyka podstawowego lub kartek reglamentacyjnych. Teraz ludzie niezwłocznie biegną do sklepu po cztery uncje kurczaka czy trochę “teksturowanego” mięsa mielonego (tak to tutaj nazywają). „Żeby mi przypadkiem ktoś nie zwinął sprzed nosa”- powiedziała mi osoba, która teraz jest jedną z pierwszych do wybierania tego, co przywiozą do osiedlowego magazynu.
Chociaż produktów na kartki jest bardzo mało i dowożone są tylko raz na miesiąc, to i tak czasami dystrybutor ma opóźnienia. I tak jednego dnia dociera olej jadalny, innego mydło, a w kolejnym tygodniu oferują kawę.
Złodzieje w czasie napadów używają od drobnych narzędzi, takich jak łom i kombinerki, po bardziej wyrafinowane sprzęty, jak specjalny klucz do bezinwazyjnego otwierania drzwi. W niektórych miejscach zostawili wiadomości, o tym, że to dopiero początek tego co się wydarzy, w innych robią aluzje do niedbalstwa rządzących. To bardzo przykre, że czeka nas fala napadów, które z jednej strony zaszkodzą niewinnym ludziom, z drugiej zaś będą lustrem, jedynym sposobem na osiągnięcie przez ludzi celu.
Rabunki w osiedlowych magazynach są odbiciem kradzieży w wyższych sferach, gdzie panowie w białych koszulach zgromadzili prywatne majątki, a kiedy tego im nie wystarczało, wyciągnęli łapy po państwowe pieniądze. „Ci, co kradną to ludzie generała”- powiedział mi mędrzec zza rogu i dodał: „ nikt nie kradnie sześciu milionów z osiedlowego sklepu, ani nie wypożycza dwóch samolotów, a potem ich nie oddaje, do tego to trzeba siedzieć tam, gdzie siedzą ci, którzy nigdy nie schodzą z wysokości”- stwierdza ponownie.
Pewnym jest, że do drobnych kradzieży nie szukali ludzi z Planety Mars, robią to ci sami, którzy kiedyś wyszli na Plac, krzycząc hasła włożone im przez kogoś w usta albo w najgorszym z możliwych wypadków, pojechali do Afryki zabijać nieznanych im ludzi. To ci sami, co krzyczą aż do ochrypnięcia „Ta ulica jest Fidela!”
Skomentuj